Poranek minął mi pod znakiem kaca. Szczerze? Nie wiem czemu.
Przecież nie wypiłam nie wiadomo ile. Z resztą to nie jest ważne. Ważne jest
to, że głowa pękała mi na milion kawałków. Nie miałam najmniejszej ochoty robić
czegokolwiek. Jednak nie było mi to dane. Po tym jak poszłam za potrzebą do
toalety i wróciłam zmęczona na łóżko, zadzwonił mi telefon. Ledwo dojrzałam
napis na wyświetlaczu, który zwiastował mi, że dzwoni babcia.
- Halo?- powiedziałam nieco zachrypniętym głosem.
- Uuu… słyszę, że wczoraj było grubo.- zadowolony głos babci wcale nie podniósł mnie
na duchu. Wręcz przeciwnie.
- Dzwonisz tylko po to aby poczuć mój nieświeży oddech przez
telefon czy masz jakąś ważniejszą sprawę?
- Już nie mogę sobie zadzwonić do mojej wnusi?- zaczęła mówić
do mnie jak do jakiegoś malutkiego dziecka. Tak jak te przerażające babki co
ciągają po polikach dzieci, do których przyjechały z wizytą.
- Daj już spokój, idę spać. Dobranoc!
- Dobra, dobra, ale najpierw przynieś mi teczkę z
dokumentami, która leży na moim biurku.
- Co?!? Nie będę teraz nigdzie wyłazić!- czułam się obrażona
takim poleceniem. Przecież ledwo co wstałam i byłam w stanie takim, a nie
innym, więc dlaczego miałabym iść do hotelu zanieść jakieś papiery?
- Nawet nie waż mi się nie przychodzić. Powietrze dobrze ci
zrobi, a tak poza tym i tak musiałabyś zejść na dół, bo zrobiłam ci sok z
cytryny na kaca.- powiedziała stanowczo.
- Daj mi chwilę.- rzekłam.- Zaraz będę.
Podeszłam do szafy, naciągnęłam na siebie jakąś koszulkę i
spodenki i poczłapałam do gabinetu babci. Stanęłam przed biurkiem i patrzałam
na blat przez dłuższą chwilę. Stałam, ale nie wiem dlaczego. Papiery, które
miałam dostarczyć do hotelu leżały przecież naprzeciwko mnie, ale ja zdawałam
się tego nie zauważać. Usiadłam, a raczej opadłam na krzesło i walnęłam głową o
biurko, która była taka ciężka! Niemal zasnęłam, ale wibracje telefonu w mojej
kieszeni mnie obudziły. Znowu babcia. Ale tym razem SMS. „Wysłać ci mapę?”-
dojrzałam treść. Trudno. Trzeba wstawać. Podniosłam dokumenty i zaczęłam
schodzić po schodach, które były jakieś nadzwyczaj długie i strome. Weszłam do
kuchni, w której dojrzałam napój sporządzony przez babcię. Wypiłam całą
szklankę jednym haustem i drugą tak samo. W głowie nieco mi się rozjaśniło,
więc ubrałam trampki i wyszłam na dwór. Nie obchodziło mnie to, że nie jestem
uczesana, mam wory pod oczami i tak dalej. Chciałam jak najszybciej mieć robotę
gońca za sobą. Gdy tylko otworzyłam drzwi, promienie słoneczne zaatakowały moje
oczy. Zasłoniłam ręką powieki i powoli ruszyłam w stronę hotelu. Nie miałam
daleko, ale myślałam, że nie dojdę. Teraz moje zachowanie wydaje mi się bardzo
śmieszne i z boku też na pewno wyglądało to komicznie, ale ja wtedy czułam się
jakby ten dzień miałby być moim ostatnim. Na szczęście powoli przyzwyczajałam
się do promieni słonecznych, których było nieco mniej niż dnia poprzedniego,
ale również bardzo wiele. Weszłam do hotelu. Chwilę zajęło mi znalezienie drogi
do gabinetu babci, ale nie musiałam się w zasadzie nad tym zastanawiać, bo babcia
zaszła mnie od tyłu.
- Mogłam jednak wysłać kogoś z mapą.- powiedziała ironicznie,
a gdy odwróciłam się w jej stronę, wybuchła nieopanowanym śmiechem. Patrzałam
na nią pustym wzorkiem i tylko czekałam kiedy przestanie i będę mogła wrócić do
domu.- Już teraz rozumiem zażalenia niektórych z gości. Nie dziwię się im, że
myślą, że tu straszy, skoro pojawiasz się tutaj w takim stanie. Chyba będę
musiała cię zamykać po zmroku, bo jak będziesz nawiedzać hotel, to nikt już do
nas nie będzie chciał przyjeżdżać.- widząc, że nie reaguje na jej słowa,
rzekła.- Dawaj teczkę i idź nawiedzać innych ludzi, bo ja mam już uszykowaną
wodę święconą, więc się nie boję.- nie rozumiałam jak można być w takim dobrym
humorze jak babcia i zarzucać takimi sucharami.
Posłusznie więc oddałam jej papiery i zaczęłam iść do domu.
Znowu na wyjściu zaatakowały mnie promienie słoneczne, ale tym razem z mniejszą
siłą. Droga powrotna wydawała mi się bardziej znośna, ale okazała się
niebezpieczna. Strasznie wielkie wzniesienie, mierzące aż 2 centymetry zwaliło
mnie z nóg. Dosłownie. Poleciałam twarzą na beton. Na szczęście upadek nie był
poważny i nic mi się nie stało. Najtrudniejszą rzeczą jaką musiałam zrobić było
podniesienie się. Moje mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Beton był nagrzany, więc
postanowiłam sobie trochę poleżeć. Tylko chwilę. Może trochę więcej. A może
nawet godzinę. Nie wiem ile czasu minęło, ale na pewno około 25 minut. Wtedy
usłyszałam kroki. Nie wiedziałam co zrobić, kto idzie i po co. Nadal nie miałam
siły, na to żeby wstać, więc postanowiłam się nie ruszać. Kroki, które na
początku wydawały się krokami szybkimi, widocznie stały się wolniejsze, aż w
końcu jakaś osoba zatrzymała się tuż obok mnie. Cała trzęsłam się ze strachu
przed tym, co miało się stać za chwilę. Ani ja ani tajemnicza postać nie
odzywała się. Chciałam się odwrócić, aby sprawdzić kto stoi nade mną, ale osoba
się odezwała.
- Co robisz?- zapytał męski głos. „Michał?!”- pomyślałam-„Co
on tutaj robi?!”
- Opalam się.- nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, więc
palnęłam coś na poczekaniu.
- Nie lepiej toples?- jego pytanie zabrzmiało trochę dziwnie.
Chyba nawet jemu tak się zdawało, bo szybko dorzucił:- Może lepiej pomogę ci
wstać to se wtedy pogadamy?
- Nie chce mi się.
- To co? Mam wezwać jakiś dźwig?
- Nieeeee wieeeem.- rozciągnęłam literki, bo sama nie
wiedziałam czego chcę.
- No wstawaj! Zaniosę cię do domu i tam se poleżysz, bo tutaj
zaraz cię mrówki oblezą i nie będzie już tak fajnie.
- Nie jesteś moją mamusią żeby mi rozkazywać.- znowu walnęłam
jakiś bezsensowny tekst i dopiero wtedy odwróciłam się twarzą do niego. Gdybym
nie leżała, na pewno bym upadła. Nigdy nie zapomnę widoku Michała bez koszulki.
Miał idealnie umięśnioną i idealnie opaloną klatę. Widząc moją reakcję na jego
widok, uśmiechną się, ale dalej ciągnął stary temat.
- Oj wstawaj i nie marudź!- powiedział stanowczym głosem i
zaczął próbę podniesienia mnie.
- Przestań! Jestem za ciężka!- krzyknęłam.
Znacie to uczucie? Kiedy mówicie komuś „Nie”, a w głębi duszy
krzyczycie „Tak!”? Tak było wtedy ze mną, bo któż by nie chciał znaleźć się w
ramionach pół-nagiego chłopaka swoich marzeń?
- Wcale nie!- zaprzeczył moim słowom i delikatnie uniósł.
Czułam się niesamowicie. Jednak głupio mi było, że Michał mnie niesie. Gdyby
nie wczoraj... Ale nie ważne. Musiałam mu się trochę poopierać.
- Zostaw mnie. Mogę sama iść.- powiedziałam, ale tym razem
spokojniejszym tonem.
- No właśnie o ty chodzi, że nie możesz.
- Wiem, że wyglądam jakbym nie mogła, ale ja mogę.
- Ale ja muszę cię zanieść.- nie rozumiałam o co mu mogło chodzić.
- Dlaczego?
- Bo jeszcze nie widziałem twojego pokoju.
- Jezu! Ty ciągle o tym pokoju?
- Ććśśsii... Ja zawszę dopinam swego.- odpowiedział tak
tajemniczo, że nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, więc siedziałam cicho.
------------------------------------------------------------------
Tak więc zgodnie z zapowiedzią dodaję rozdział. Jest nieco krótki i niezbyt wiele wnosi do opowiadania, ale mam nadzieję, że się spodoba. Jak widać po końcówce, w następnym rozdziale będzie ciekawie ;D Mam nadzieję, że nie będę musiała domagać się komentarzy....
PS: Dodałam tytuły do poprzednich rozdziałów. Mam nadzieję, że się podobają i pasują. Jak nie to piszcie. Jest szansa, że zmienię :)
PS: Dodałam tytuły do poprzednich rozdziałów. Mam nadzieję, że się podobają i pasują. Jak nie to piszcie. Jest szansa, że zmienię :)
kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,kocham<3,
OdpowiedzUsuń