czwartek, 12 kwietnia 2012

Rozdział 12: Masz prawo jazdy na konia?

Po wyjściu przyjaciółki chwilę leżałam na łóżku. Jednak nie chciałam już myśleć nad tym co się stało. Chciałam zapomnieć. O czym? O wszystkim.
„To nie tak miało wyglądać! Prawie-gwałt, kłótnia z najlepszą kumpelą i kumplem. Potem ta cała afera z Michałem, a na dobitkę moja ostatnia bliska dusza wyjeżdża na całe wakacje. Po prostu świetna passa. Mam nadzieję, że to szybko minie, bo nie mam już siły znosić tych ciągłych upadków. Boję się, że po następnym, choćby lekkim ciosie już nie wstanę. Już nic mi nie pomoże. Już na zawszę pozostanę w dziurze pełnej goryczy porażki. A najlepsze, że to ja sama wykopałam sobie ten dół i nie mam prawa winić nikogo za moje rozterki. Jak można być tak... tak… nawet nie wiem jak mam siebie określić. Chyba najlepiej by było uwolnić świat od takiej osoby jak ja.”
Moje myśli coraz bardziej mnie przerażały. Musiałam zacząć coś robić. Cokolwiek. Wzięłam się więc za gruntowne porządki. Wycieranie kurzów, odkurzanie, układanie w szefie ciuchów, a nawet małe przemeblowanie nie wiele pomogło. Wciąż myślałam o rychłej przyszłości, którą wyobrażałam sobie w samych ciemnych barwach. Poszłam wziąć prysznic, aby choć trochę zmyć tą całą ciemność będącą wokół mnie. Dopiero wtedy trochę mi przeszło. Zaczęłam myśleć nieco pozytywniej. Spojrzałam na zegarek. Było około 18. Ubrałam jakieś ubranie zeszłam na dół, żeby zrobić sobie herbaty i wróciłam do góry z planem wejścia na laptopa i ogarnięcia co się dzieje w świecie. Chciałam również zgrać zdjęcia z aparatu, ale przypomniałam sobie, że dałam je Lenie. Nieco mnie to zasmuciło, bo wiedziałam, że nie prędko dostanę je z powrotem. Zaczęłam zastanawiać się, jak mam je odzyskać, ale coś mnie oderwało od myślenia. Nie byłam pewna, więc zaczęłam uważniej nasłuchiwać. Głos się jednak powtórzył. Ktoś wołał moje imię. Brzmiało to jakby jakaś osoba stała na zewnątrz i chciała coś ode mnie. Podeszłam więc do drzwi balkonowych i jednak zza szyby niczego nie widziałam. Kiedy wyszłam na zewnątrz, widok Michała trzymającego gitarę oraz wielki bukiet kwiatów omal nie zwalił mnie z nóg.
- Cześć to ja. Mam  nadzieję, że nie przeszkadzam. Zanim cokolwiek zrobisz chciałbym, abyś coś usłyszała.
Uśmiechnął się nieco niepewnie, bojąc się mojej reakcji, wziął gitarę i zaczął grać. Już po pierwszych akordach poznałam, co zamierza mi zaśpiewać, więc tym bardziej się wzruszyłam.
(1:23)


Want to but I can't help it
I love the way you feel
just kinda stuck between my fantasy and what is real
I needed when I want it
I want it when I don't
tell myself I stop every day
knowing that I won't
I got a problem and I don't know what to do about it
Even If I did I don't know If I would quite but I doubt it …
I’m taking by the thought of this
And I know this much is true
baby you have become my addiction
I’m so strung out on you
I can barely move
but I like it
so that is all because of you
said it's all because of you
said it's all because
never get enough
she’s the sweetest drug
she’s the sweetest drug


Dźwięki gitary ucichły. Nie było ich słychać w powietrzu, ale wciąż słyszałam je w głowie. Nie wiedziałam co się dzieje.
„Czy ja tylko śnię czy to wszystko, czego przed chwilą byłam światkiem, jest prawdziwe? Przecież ja… on… To nie tak miało wyglądać. Przecież… co ja gadam! Przecież to spełnienie marzeń! Jednak do mnie przyszedł. Ale czemu? To wszystko co mu wygarnęłam… a on… czemu on przyszedł?! To ja wszystko popsułam.”
Patrząc na niego stojącego około 4 metry niżej, bałam się choćby poruszyć. Czułam, że każdy mój ruch może go spłoszyć niczym dziką zwierzynę, która nieraz sama podchodzi z ciekawości i tak jak nagle się zjawia tak szybko znika.

***Oczami Michała***

Po skończonej grze odłożyłem gitarę i spojrzałem niepewnie w górę. Cały czas tam stała.
„Nie jest źle. Żebym tylko powiedział to co przez tak długi czas układałem w głowie. Jednego jestem pewien: Gorzej nie będzie. Przynajmniej mam taką nadzieję.”
- Wiem, że nieco fałszuję, ale czułem, że muszę to zrobić. Po prostu nie mogłem tak po prostu odejść. Wiem, że masz raczej mieszane uczucia widząc moją osobę, ale zanim podejmiesz jakąkolwiek decyzję, chciałbym parę rzeczy naprostować. To co mi dzisiaj powiedziałaś… a raczej wykrzyczałaś prosto w twarz… nie wszystko było prawdą. Jednak należało mi się ja… Przepraszam cię, ale nie chce mi się wydzierać, bo to raczej delikatna sprawa. Byłbym bardzo wdzięczny gdybyś resztę wieczoru spędziła ze mną.- uśmiechnąłem się najmilej jak tylko potrafiłem i z niecierpliwością czekałem na jej reakcję. Milczała. Potem lekko drgnęła. Chyba chciała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. Zrobiła szybki krok w tył i zniknęła w mieszkaniu.
„Czyli to koniec. Wszystko równie szybko się zaczęło jak i skończyło. Gdybym tylko wcześniej uwolnił się od mojej ex… Teraz już za późno. Nie ma odwrotu.”
Podniosłem gitarę i kwiaty, spojrzałem jeszcze raz w okno i podążyłem w stronę hotelu.

***Oczami Shaween***

- Zaczekaj!- krzyknęłam biegnąc zasapana w stronę odchodzącego Michała. On odwrócił się, jakby nie do końca wierząc, że zmierzam w jego kierunku.
- Czyli…
- No chyba nie myślałeś, że zrezygnuję z takich kwiatów.- rzekłam z wielkim uśmiechem na ustach.
- A no tak.- uśmiechnął się do mnie.- A już myślałem, że jednak zatrzymam je dla siebie. Są takie piękne i jak ładnie pachną!
- Czyli ich nie dostanę?- zapytałam i zrobiłam minę smutnego szczeniaczka.
- Jeszcze się zastanowię…- powiedział z bardzo poważną miną po czym obydwoje parsknęliśmy śmiechem.
- Więc…- po chwili ciszy uklęknął przede mną, co trochę mnie wystraszyło, a on rzekł do mnie wielce podnośnie.- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i spędzisz ze mną resztę wieczoru?
- Oczywiście milordzie.- powiedziałam, ukłoniłam się elegancko oraz przyjęłam kwiaty od „milorda”. Kocham takie chwile kiedy rozmawiam z drugą osobą w taki „ciekawy” sposób. Wtedy cieszyłam się jeszcze bardziej, gdyż taka rozmowa z Michałem była dla mnie bardzo ważna. Nie dość, że utrzymała mnie w przekonaniu, że Michał jest świetnym chłopakiem, to jeszcze poczułam, że jest nadzieja na odbudowanie tego co perfidnie zburzyłam owego ranka.
- Tak, więc zapraszam szanowną damę na romantyczną przejażdżkę w kierunku pobliskiego zbiornika wodnego zwanego jeziorem.
- Ale że na pieszo?- powiedziałam nieco zawiedziona.
- Nie no bez przesady. Pojedziemy moją karocą.- powiedział robiąc uwodzicielski ruch brwiami. Rozbawiło mnie to, bo już sobie wyobrażałam karocę mojego milorda. „Pewnie jakiś rower z niewygodnym bagażnikiem”- pomyślałam ze sporym entuzjazmem, gdyż gdyby tak się okazało musiałabym jechać cała wtulona w jego ciało. Jednak pomyliłam się co do wyglądu karocy. Kiedy wyszliśmy na główną drogę zobaczyłam bryczkę zaprzęgniętą w dwa konie.
Na ten widok łzy pojawił się w moich oczach.
- Ale… ale…- zaczęłam się jąkać. Byłam bardzo wzruszona.
- Nie podoba się?- zapytał udając zmartwienie.
- Nie, ale… ale… przecież nie musiałeś…
- Musiałem, musiałem. A jeśli jednak nie musiałem to chciałem. To co? Wsiadamy?- powiedział stojąc koło schodków i wyciągając dłoń w moją stronę.
- A umiesz to prowadzić?- zapytałam nieco wystraszona wchodząc na górę.- Masz prawo jazdy na konia?
- Yyyy…- zdziwił się na moje pytanie, które zabrzmiało na prawdę trochę dziwnie.
- Znaczy… nie tak… bo… no wiesz…- próbowałam jakoś wybrnąć z tej dziwnej sytuacji, a Michał miał z tego niezły ubaw.
- Tak. Mam prawo jazdy na konia.- rzekł śmiejąc się pod nosem.
- Jezu ja to zawsze muszę coś palnąć głupiego.- zrobiłam się nieco czerwona i schowałam twarz w rękach. Wtedy on usiadł koło mnie i objął ramieniem.
- Każdy czasem zalicza jakąś wpadkę, ale to normalne. Niektóre są na większą skalę, a niektóre na mniejszą. Jednak one zawsze jakoś rozejdą się po kościach. Najgorsze w życiu człowieka są źle podjęte decyzje. Choćby nie wiadomo jak się starać, nigdy o nich nie zapomnimy. Będą się za nami ciągnąć już do końca życia.- westchnął.
- Czy ty masz coś konkretnego na myśli?- po jego słowach wyczułam, że chce mi się z czegoś wyspowiadać.
- Mam. Ale nie wiem, czy mam ci o tym teraz opowiadać, bo pewnie wolałabyś, aby ten wieczór minął raczej wesoło niż poważnie.
- Jak dla mnie najważniejsze jest to, abyśmy spędzili go razem. Bo widzisz… po tym co dzisiaj rano się stało… chciałam cię przeprosić…
- Ty?! Ale za co to wszystko moja wina.
- Ale to ja niepotrzebnie na ciebie naskoczyłam, a ty przecież nic takiego nie zrobiłeś…
- Przestań. Przecież wiem, że nie powinienem wchodzić ci do domu, a co dopiero do pokoju. Ale pomyślałem, że może frontowe drzwi są otwarte, a potem już byłem w twoim pokoju…
- No dobra, ale przecież niczego mi nie nawrzucałeś, a ja? Te wszystkie wyzwiska, obrazy… Jak tak na prawdę nie myślałam i nie myślę tylko…
- Proszę nie tłumacz się. Wiem, że miałaś podstawy, aby tak myśleć…
- Ale ja tak nie myślę.
- No może i nie, ale i tak muszę to wszystko naprostować. Tyle rzeczy, które o mnie wiesz… nie wszystko jest prawdą, a ja nie chcę mieć przed tobą żadnych tajemnic.- mówiąc to spojrzał mi bardzo głęboko w oczy.
- Piii piiiiiiiiip!- zatrąbił samochód, który właśnie nas mijał. Wewnątrz jego siedziało parę naprutych gości, a jeden z nich wystawił głowę przez szybę i wrzasnął: To droga, a nie parking, ćwoku! Zabieraj stąd tę kobyłę, bo ci stajnię podpalę!
Kiedy auto zniknęło za zakrętem spojrzeliśmy na siebie i obydwoje zrobiliśmy minę w stylu: „What the fuck was that?!” 
- Mam nadzieję, że twoja stajnia jest dobrze strzeżona.- powiedziałam i znowu po chwili skapnęłam się co powiedziałam, ale tym razem obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
- Widzę, że dzisiaj masz dzień.- rzekł Michał ledwo łapiąc oddech.
- To nie moja wina, że masz takie skojarzenia, a nie inne.
- Ale to wszystko przez naszą ukochaną klasę. Chyba nie muszę się wdawać w szczegóły.
Rzeczywiście nie musiał. Nasza szkoła już od wiek wieków słynęła z najbardziej zboczonych nauczycieli w województwie. I do tego większość chłopaków z naszej klasy było znanych z różnych „zaliczanek dla zakładu”.
- To co? Ruszamy?- zapytał.
- Ty na prawdę umiesz prowadzić bryczkę?- byłam nieco wystraszona, bo prowadzenie bryczki nie kojarzyło z wielce prostym zajęciem.
- No pewnie. To nie jest aż takie trudne. Wystarczy znać parę prostych komend i dobrze trzymać lejce i to właściwie wszystko. Chcesz spróbować?
- Dla naszego wspólnego bezpieczeństwa lepiej nie.
- No dobra. Tak więc wio!- strzelił lejcami i ruszyliśmy w stronę słońca, które, choć górowało jeszcze nad drzewami, chyliło się ku ziemi.
- A skąd w ogóle masz ten zaprzęg?- zapytałam w pewnym momencie.- Nie kojarzy mi się, aby gdzieś w okolicy ktoś miał stadninę.
- Bo chyba nie ma. Konie jak i bryczkę pożyczyłem od wujka. Kiedyś miał on więcej koni, bryczek i innych takich, ale po pewnym czasie zaczęło mu brakować pieniędzy, więc musiał większość sprzedać. Nie mógł jednak rozstać się z tymi dwoma końmi.
- Parka. Ten brązowy to ogier. Nazywa się Donut, bo jak się urodził był strasznie ciężki i dość gruby, więc jakoś tak pasowało. A klacz nazywa się Breeze. To dlatego, że jest bardzo szybka. A raczej była. Kiedyś startowała w różnych wyścigach i bardzo często wygrywała. Ale później dopadła ją jakaś kontuzja, która zakończyła jej karierę.
- Widzę, że wiele o nich wiesz…
- O tak. Jak byłem mały to niemal mieszkałem w stajni wujka. A on razem ze mną. Do domu wracaliśmy dopiero pod wieczór i wyjadaliśmy wszystkie zapasy z lodówki.- uśmiechnął się i wyglądał jak mały chłopiec, z czasów, które w tamtym momencie wspominał.
- A teraz często bywasz u wujka?
- Niestety przez ostatni rok go zaniedbałem…- mówiąc to posmutniał.
- Niech zgadnę, to przez…
- Tak.- przerwał mi.- Proszę, nie wymawiaj przy mnie jej imienia.
- Spoko.- odparłam krótko. Czułam, że będzie on chciał rozwinąć temat i nie przeliczyłam się.
- Nie mogłem spędzać czasu z końmi, bo mówiła, że śmierdzę nimi. Nie mogłem również chodzić do kościoła, ponieważ twierdziła, ze chodzą tam tylko babcie. Nie pozwalała mi gadać z dziewczynami, nawet z kuzynkami lub innymi członkiniami rodziny. Ja natomiast pozwalałem jej na wszystko. Od wybierania składników kebabu do zrównania mojego życia z ziemią. Byłem zaślepiony. Pewnie myślisz, że miłością. Otóż odpowiedź brzmi nie. Uczucie, z którego tak długo nie mogłem się otrząsnąć to strach. Cały czas byłem zastraszany. A wszystko zaczęło się pewnego wieczoru, kiedy byłem na imprezie u Gucia…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taki tam rozdzialik. Nie wiem czy mi się podoba, ale mam nadzieję, że wam tak. Powiem też, że już pisze następny rozdział, ale nie wiem jeszcze w jakiej formie go wydam... Zapraszam do komentowania i głosowania w sondach :D

2 komentarze:

  1. Mi się podoba. Ale nie wiem dlaczego skończyłaś w takim momencie?! Z niecierpliwością czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem wiem że tak "źle" zakończyłam ale to taki chwyt, żeby mieć wielką chęć na więcej :D

      Usuń