czwartek, 13 września 2012

Rozdział 15: Tylko ja i on


- Ale ci szczęka lata.- mówiąc to wybudził mnie z chwilowego zamyślenia.- Chyba już wychodzimy, co?
- D-d-dobry p-p-pomysł.- powiedziałam przez dygotające szczęki.
- Poczekaj chwilę, skoczę po ręczniki.
Zanim zdążyłam zapytać, skąd on tu chce wytrzasnąć ręczniki, on już wrócił trzymając je w ręku. Żeby było śmieszniej, jeden z nich był różowy.
- Chyba wiem, który z nich jest twój.- rzekłam.
- Jak chcesz, ale on jest większy i miękciejsiejszy.
- Mięciej... co?- zapytałam dławiąc się ze śmiechu.
- No miększy... czy jakoś tak...
- Chyba mięksie...eee...- gdy ja próbowałam przypomnieć sobie jak poprawnie wymawia się to słowo, Michał patrzył na mnie z miną w stylu: "No dawaj! Pokaż jaka mądra jesteś." - Dobra poddaję się.- poddałam się po chwili
- To który chcesz?
- Dawaj ten słitaśny.- wzięłam go i wtuliłam się w niego. Faktycznie był mięsię.... no wiecie.- A skąd w ogóle te ręczniki masz?
- Ze sklepu.
- Wow! Nie gadaj!
- W bryczce jest wbudowana taka skrytka.
"Pewnie ma tam jakieś rzeczy na resztę wieczoru."- olśniło mnie.
- Nie.- odparł stanowczym głosem na moje myśli.
- Co ty gościu!? Czytasz mi w myślach?
- Nie w myślach. Czytam z twoich oczu.
- Więc w takim razie co widzisz teraz.- mówiąc to przymrużyłam je i wzrokiem mordercy wpatrywałam się w niego.
On zbliżył się, ale nie "aż tak".
- Widzę, że jest ci strasznie zimno, więc rozpalę ognisko.
- Nie to w tej chwili myślałam, ale małym ogieńkiem nie pogardzę.
- Pff! Małym ogieńkiem?- odezwała się w nim urażona męska duma.- Będzie się jarało jak pochodnia! Zobaczysz!
- A może masz benzynę w kufrze. Pójdę sprawdzić.- wstałam szybko z miejsca i chciałam już biec do bryczki, żeby poszperać w jego rzeczach, ale gdy ledwo co się odwróciłam Michał chwycił mnie za rękę. Stanowczo, ale delikatnie.
- Musisz?- zapytał jakby ze smutkiem. Nie wiem co to było, ale bardzo mnie poruszyło. Odpowiedziałam krótkie: "Nie." i usiadłam z powrotem na piasku.
Przez chwilę siedziałam, nie wiedząc jak mam zapełnić tę dziwną ciszę przerywaną jedynie trzaskiem gałęzi zbieranych przez Michała i trzaskiem moich zębów. W końcu postanowiłam, że nie będę jak królowa siedzieć i czekać aż chłopak wyręczy mnie z pracy fizycznej.
"O nie! Nie jestem taka jak Horatka."
- Dam sobie radę, nie musisz mi pomagać.
- Nie wątpię w to, że sobie nie poradzisz. Wątpię w to, że siedząc w miejscu będzie mi cieplej, niż po tym jak ci trochę pomogę.
- A no to spoko.
Chwilę po tym lekko uśmiechnął się pod nosem. Nie wiem, czy dlatego, że uznałam, że by sobie poradził beze mnie czy dlatego, że raczej nie widział aby dziewczyna narażała swoje 'tipsy' tylko dlatego, żeby poprzenosić jakieś drzewo. Albo po prostu podobało mu się to jak pochylałam się do niego tyłem. Faktem jest, że było mi cieplej. Kiedy byłam po kolejną porcję gałęzi w lesie, wyszło ze mnie prawdziwe ja. Czytaj- niezdara. Oczywiście przeliczyłam swoje siły i chciałam podnieść sporą, suchą brzozę. "Będzie się świetnie palić!"- z tą myślą zaczęłam się do niej zabierać. Na początku szło mi całkiem nieźle. Przeciągnęłam ją po ziemi na odległość paru metrów. Potem zaklinowała mi się między innymi dwoma drzewami. "Spokojnie, dasz sobie radę sama. Tylko uważaj na każdy ruch, a na pewno nic głupiego nie odwalisz." Jak wiadomo takie mówienie w myślach tylko potęguje debilizm sytuacji, która i tak ma się wydarzyć. Tak więc gdy tylko drzewa puściły moją brzozę, ja zadowolona, że jeszcze nic się stało, nieco pewniej ruszyłam do przodu. Kosztowało mnie to porządny upadek. Jednak jeśli myślicie, że skończyło się na zadrapaniach na całym ciele i twarzy to jesteście w błędzie. O nie! To by było za mało. Gdy wylądowałam, przez sekundę było całkiem miło i dziwnie miękko. Jednak po tej sekundzie mrówki się zorientowały się, że leżę w samym środku ich mrowiska i niczym jakaś armia oblazły mi każdy możliwy kawałek mojego ciała. Wstałam szybciej niż spadłam. Zaczęłam cała się trząść i strzepywać je z głowy. Próbowałam również maksymalnie ograniczyć wrzaski, żeby Michał nie wziął mnie za jakąś wariatkę, jednak on usłyszał mnie:
- Co ty tam robisz?- zapytał z plaży.
Ja w tym czasie kontynuowałam mrówczy taniec. Nie wiele to jednak pomagało. Uświadomiłam sobie, że jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Pędząc niby dzikus z dżungli wpadłam na plażę, gdzie minęłam strasznie zdziwionego Michała. Dalej popędziłam wprost na pomost i z rozpędu wskoczyłam do wody. Kiedy po dłuższym pobycie pod wodą wynurzyłam zadowoloną głowę nad powierzchnię zobaczyłam Michała siedzącego na pomoście. Patrzył na mnie pytającym wzrokiem.
- Chcę wiedzieć co tu przed chwilą zaszło?- zapytał.
- Raczej nie.
- W takim razie wyłaź. Ognisko już się tli.
- Ok.
Uśmiechnięta z faktu, że Michał nie zadawał zbędnych pytań wyszłam na brzeg. Z podziwem spojrzałam na całkiem mocno palące się ognisko na co Michał odpowiedział mi:
- I co? Podoba się?
- No jestem pod wrażeniem normalnie.
- Mówiłem?
- Mówiłeś.
- Nie wiem tylko, dlaczego po raz kolejny wskoczyłaś w ciuchach do wody, ale teraz na pewno będziesz się jeszcze bardziej trząść.
- Przecież mam ręcznik.- mówiąc to podniosłam cały zapiaszczony ręcznik i owinęłam się nim. Dołączyłam do tego szeroki uśmiech, który nieco przypominał szczękościsk.
- Za chwilę i on ci nie pomoże.
- A twoje wspaniałe ognisko?
- Może zgasnąć.
- To co mam zrobić?!- zapytałam nieco podirytowana, gdyż nie wiedziałam do czego zmierza.
- Moja koszulka jest sucha, bo ja w przeciwieństwie od ciebie nie wskakuję w ubraniu do wody. Idź gdzieś w krzaki i ją ubierz.
- Spodenki też mi oddasz?- mówiąc to poruszyłam brwiami w charakterystyczny sposób.
- Koszulka jest wystarczająco duża, więc możesz zostać w samych majtkach.- i on też poruszył brwiami.
- Pomyślę nad tym.
- Wtedy on ściągnął koszulkę, a moim oczom ukazał się jego sześciopak. Rzucił nią i trafił prosto w moją twarz.
- Nie ma za co.- rzekł zanim zdążyłam powiedzieć: „Dzięki.”
„Czemu ten gość tak dobrze zna moje myśli?! To niesamowite! Tak jak jego klata. Bosz, dziewczyno! Tylko nie puszczaj buraka. Biegnij w krzaki zanim się skapnie w jakim jesteś stanie.”
- Tylko nie podglądaj.- rzuciłam do niego idąc w jakieś gęste zarośla.
- Tak wiem. Po tym ostatnim...
I przypomniałam sobie wydarzenia z rana. Dobrze, że byłam już w krzakach, bo nie wiedziałabym co odpowiedzieć.
Ściągnęłam z siebie koszulkę. Potem zdjęłam stanik, wycisnęłam z niego wodę i założyłam go z powrotem. Przez chwilę nie chciałam go ubierać z powrotem, ale jednak szybko zrezygnowałam ze świecenia przed Michałem moimi sutkami. Później ściągnęłam spodenki. Jednak nie założyłam po wykręceniu z nich wody, bo wciąż były zbyt mokre. Czas przyszedł na jego koszulkę. Jakoś dziwnie mi było ubierać, coś co należało do niego. Bałam się, że ją poniszczę albo ubrudzę. Wolałabym ją powiesić na ścianie i ją wielbić. Kiedy jednak się przemogłam poczułam niesamowicie magiczne ciepło wydobywające się z niej. Jakby nagle wokół mnie wybuchł pożar lub wulkan. I do tego ten zapach. Męskie perfumy zawsze lepiej pachną na dziewczynie. Czułam, że kręci mi się w głowie. Musiałam chwilę odczekać, zanim wyszłam na plażę, bo gdybym wyszła od razu to chyba bym zemdlała na widok chłopaka, z którym miałam spędzić resztę wieczoru.
- Lepiej?- zapytał, gdy zobaczył, że idę w jego stronę.
- Pewnie.- odpowiedziałam z najpiękniejszym uśmiechem, jakim miałam w zanadrzu.
- To szkoda.- powiedział z opuszczoną głową, a ja znowu nie wiedziałam o co mu chodzi.
- Czemu?- zapytałam siadając koło niego przy ognisku.
- Bo myślałem, że nie zgodzisz się na koszulkę i będę musiał cię przytulić a tak to...
- Ale to nie znaczy, że nie możesz mnie przytulić.- przerwałam mu, bo bardzo chciałam, żeby przestał gadać i w końcu „coś” zrobił.
- Nie no teraz jest ci ciepło i nie, tak nie można.
- Jak tam se chcesz.- mruknęłam pod nosem wściekła na tą sytuację, a na niego jeszcze bardziej. Podwinęłam kolana pod brodę i objęłam rękoma nogi.
- Masz coś we włosach. Poczekaj.- powiedział, a ja zadowolona, że chyba jednak zaraz coś się wydarzy spokojnie czekałam.
Zbliżył rękę do mojej głowy i zamiast wyciągnąć „coś” czego domyślam się w ogóle nie było zmierzwił mi włosy, co spowodowało u mnie wybuch złości.
- O nie!- wrzasnęłam i zerwałam się z miejsca, żeby go też poczochrać. Niestety on wstał pierwszy i z potwornie dumnym uśmiechem jak sześciolatek, który zabrał koleżance piórnik, stał i się przyglądał mojej reakcji. Moja reakcja była taka jak zwykle u mnie w podobnych przypadkach, czyli wtedy gdy ktoś zrobi mi na złość i co ważniejsze ma z tego wielką radość. Ruszyłam za nim w pogoń. Chyba nie spodziewał się, że biegam niczym Usain Bolt i skaczę jak Adam Małysz, więc wylądowałam na jego plecach i zaczęłam swoją zemstę.
- Ludzie! Wariatka na mnie siedzi!
- To ty jesteś świrnięty!
- Złaź ze mnie.
Mówiąc to przekręcił się i sama nie wiem jak znalazłam się z nim twarzą w twarz. Zaczęła się walka na spojrzenia.
- Nagle nie chcesz się przytulać?- syknęłam na niego.
- Chcę.
I przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej. Słowa „przycisnął” nie użyłam przypadkowo. Otóż to co on mi robił raczej nie przypominało przytulania tylko duszenie. Nie mogłam oddychać, ręce miałam dziwnie podwinięte, więc mnie bolały.
- Głupek.- powiedziałam, gdy rozluźnił uścisk i zdołałam się z niego wydostać.
Wkurzona wróciłam do ogniska. Siedziałam i czekałam co ten debil znowu wykombinuje.
Podszedł od tyłu i wyszeptał mi na ucho:
- Wiedziałem, że będziesz chciała moją koszulkę, ale nie przewidziałem, że będziesz chciała też włosy.
I nagle cała złość minęła. Czekałam na więcej jego oddechów na swoim ramieniu.
- Nie wiem jak ty, ale ja nadal chcę się przytulać.
Mówiąc to jego dłonie powoli i delikatnie tworzyły pętlę wokół mojego brzucha. Zrobił to niby nieśmiało, ale chyba jednak czuł, że mu na to pozwolę, bo szczerze mówiąc, która dziewczyna by mu nie pozwoliła? Gdy tylko poczułam, że moje plecy stykają się z jego brzuchem odleciałam gdzieś do jakiejś cudownej galaktyki. Gdyby nie jego sexownie umięśnione ręce już dawno unosiłabym się nad chmurami.
    - Aż tak bardzo się obraziłaś? Przepraszam jeśli cię uraziłem, a teraz proszę powiedz coś.
    Ja jednak ostatkiem złości postanowiłam jeszcze chwilę go pomęczyć i nic nie mówić. On oczywiście nie wiadomo jak wyczuł, że już się nie dąsam, więc coraz pewniej dotykał moje części ciała. Położył brodę na moich ramieniu i powiedział słodko:
    - Powiedź ćoś, bo będę płakał.- i zrobił minę, jakby mały sześciolatek naprawdę miał się rozpłakać.
- Faktycznie jakoś mi cieplej.- powiedziałam.
    - Mi też.- rzekł i wtulił się we mnie.
    - Trzeba było tak od razu, a nie jakieś czochranie i duszenie.
    - Czyli mogę cię przytulać kiedy tylko zechcę?
    - No...- zawahałam się przez chwilę, bo już wiedziałam, że ten głupek pewnie znowu coś kombinuje.- ...tak.
    - Yeach! Już nigdy cię nie puszczę.- mówiąc to wtulił się we mnie jeszcze bardziej. Nie przeszkadzało mi to jednak, bo czułam, że robi to z uczuciem.
- Świr.
- Mam zacząć ściskać?
- Nie, ale to nie zmienia faktu, że jesteś nienormalny.
- W sumie...- powiedział i obydwoje się zaśmialiśmy.
Siedziałam w jego objęciach i wpatrywałam się w ogień. Wszystko wokół było piękne. Las, jezioro, zachodzące słońce. Chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Michał również milczał wtulony we mnie i również chłonął ten czas. Po dłuższej minucie zapytałam:
- Michał?
- Yhmmm...- zamruczał na moim ramieniu.
- Co ty śpisz?- zdziwiłam się.
- Wygodna jesteś.- wymruczał.
- Powiedzmy, że dzięki za komplement.
- Nie ma za co.
- Haha, ale ty jesteś rozbrajający.
- Powiedzmy, że dzięki za komplement.
- Przestań!
- Co mam przestać?- zapytał już nieco bardziej obudzony.
Dobre pytanie. Co on ma przestać? Przestać być najsłodszym facetem w okolicy? Dlatego zmieniłam temat.
- Jakieś inne atrakcję przygotowałeś? Nie mówię, że nie jest fajnie. Kąpiel, ognisko, tulenie. Ale znając ciebie...
- No więc myślisz, że zasługujesz na coś jeszcze?
- To zależy tylko od ciebie.- powiedziałam i odwróciłam się. Nasze oczy się spoglądały na siebie z niewielkiej odległości. Chciałam tego. Żeby nie tylko oczy się spotkały, ale i usta. On też tego chciał, tylko nie wiedzieć czemu tego nie zrobił.
- Mam coś jeszcze. Poczekaj chwilę.
Wypuścił mnie ze swoich ramion i poszedł w kierunku bryczki. Parę sekund coś tam wygrzebywał po czym wrócił z paroma rzeczami.
- Co masz w tym koszyku?- zapytałam gdy on rozścielał koc.
- Przekąski.
- I pewnie znów wyczytałeś z moich oczu, że jestem głodna, tak?
- Nie. Tak ci burczy w brzuchu, aż cały las trzeszczy.- powiedział podle się śmiejąc.
- Naprawdę aż tak słychać?
- Przecież żartowałem.
- Ale ja i tak jestem głodna.
- W takim razie mam nadzieję, że lubisz kiełbaski.
- Z ogniska?
- Nie z koszyka.
I obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
„To niesamowite jak my się dogadujemy. Nie mieliśmy nigdy wcześniej czasu na to aby pogadać w szkole, a co dopiero wybrać się gdzieś razem, a jednak czułam, że to kolejna takiego typu wyprawa. Czuję, że przy nim mogę być sobą. Nie muszę niczego udawać, niczego zmyślać. To wspaniałe uczucie. Wszystko naokoło nie ma znaczenia. Liczę się tylko ja i on i nic więcej.”
- Pójdę po jakieś kije.
- Dobra.
Dość ciężko mi było znaleźć jakiegoś badyla, który spełniałby moje wymagania, lecz w końcu udało mi się uzbierać parę.
- Pewnie nie muszę pytać czy masz musztardę lub keczup, bo pewnie jesteś przygotowany.- rzekłam wracając na plaże.
- Mam też chrzan, bułki i chleb i jeszcze...- powiedział, ciągle grzebiąc w koszyku.
- Zgubiłeś coś?
- Mam cię!- wrzasnął nagle, aż podskoczyłam na kocu.
- Co masz?- zapytałam zaciekawiona.
- Szampana.
- No nie wiem...- zawahałam się. W końcu postanowiłam- zero alkoholu to zero alkoholu.
- Nie martw się to Piccolo.
- Piccolo!? Yay!
- Cieszysz się?- zdziwił się,- Myślałem, że mnie wyśmiejesz.
- No coś ty! Kocham Piccolo!- piszczałam podekscytowana jak dziecko.- Jeszcze jak trafiłeś na moje ulubione, to...
- Mam brzoskwiniowy.
-Yay!
Świrowałam jak jakaś opętana. On włączył we mnie jakieś uczucie, które od dawna leżało na półce w moim sercu i najzwyczajniej w świecie kurzyło się. Dając mi Piccolo jakby cofnął mnie w czasie do najpiękniejszych i najbardziej beztroskich dni mojego życia. Podejrzewam, że nie jestem jedyna, która ma sentyment do dziecięcych pyszności. Nutella, Piccolo, Kinder Niespodzianka, Toffifee, Huba Buba i wiele wiele innych. Tego się nie zapomina.
Musiałam dać upust swojej radości. Rzuciłam się Michała i razem leżeliśmy na kocu śmiejąc się do rozpuku. Ja wtulona w jego nagi tors czułam się bezpieczna jak przy starszym bracie, który będzie mnie zawsze chronić. On objął mnie ramieniem jakby naprawdę miał zamiar mnie bronić przed niebezpieczeństwami, które szykuje los.
- Tak się główkowałem, co mam zrobić, aby cie uszczęśliwić, ale naprawdę nie myślałem, że mi się uda.
- No coś ty! Nie potrzebuję gwiazdki z nieba, żeby być szczęśliwa, wystarczy mi miłe towarzystwo.- mówiąc to wtuliłam się w niego.
- Miło słyszeć. Jednak byłoby milej gdybym nie leżał na kiełbasach.
- O matko! Przepraszam.- szybko wstałam z niego i oczywiście puściłam buraka.
„Czemu ja zawszę muszę się tak czerwienić!? I do tego moje odpały. Jestem chyba jedyną dziewczyną na świecie, która rzuca się na faceta z powodu jakiegoś głupiego gazowanego napoju. I oczywiście los musi być dla mnie tak okrutny, że przy każdej możliwej okazji muszę coś popsuć. No po prostu muszę. Nienawidzę siebie za to.”
- Spokojnie, były jeszcze w reklamówce.-rzekł Michał.
- Jeszcze raz przepraszam.- powiedziałam. Byłam strasznie zażenowana sytuacją, a że nie miałam jak tego ukryć po prostu odwróciłam głowę w drugą stronę. Moje rozpuszczone włosy opadły mi na twarz, więc miałam nadzieję, że on nie zauważy mojego rumieńca.
Oczywiście się myliłam. Gdy tylko opuściłam wzrok poczułam jego rękę na swoim policzku. Odgarnął mi włosy za ucho, ujął delikatnie mój podbródek i obrócił go w swoją stronę.
- Chyba właśnie tym mnie najbardziej urzekłaś.-zaczął mówić tym swoim romantycznym tonem.- Tym, że zawsze się rumieniłaś gdy tylko mnie widziałaś. Proszę nie odwracaj się ode mnie gdy się rumienisz, bo kocham patrzeć jak to robisz.
Posłuchałam go. Nie zasłoniłam się włosami, tylko opuściłam oczy i założyłam najbardziej słodki uśmiech jaki miałam w zanadrzu.
- Myślałam, że nie widziałeś...- powiedziałam po cichu nadal będąc zawstydzona moim zachowaniem.
- Widziałem za każdym razem. Zawsze lubiłem patrzeć jak reagują dziewczyny na mój widok, moje spojrzenie, uśmiech, słowa. To taka część mnie, której nie pozbędę się nigdy. Nie mogę wyszarpać jej z serca. Po prostu mam w sobie coś z ...
- Nałogowego podrywacza?- przerwałam mu.
- Hah.- uśmiechnął się pod nosem.- Tak. Ale nie powiesz, że nie jestem dobry w...
- Kradnięciu dziewczęcych serc?- odważyłam się i spojrzałam w jego błękitne tęczówki.
- Tak.- szepnął, nie przestając wpatrywać się w me źrenice.
I znowu zatrzymaliśmy się w tym momencie. W momencie, po którym nasze usta powinny złączyć się w jedno. Jednak za każdym razem coś go powstrzymywało.
„Czy ja robię coś nie tak? Przecież nie będę się na niego rzucać ze śliną, no ale chyba wyczuł, że może już to zrobić. Inne rzeczy wyczytywał ze mnie jak z otwartej książki, a tego nie może zrozumieć? To na pewno moja wina. Pewnie boi się po tym co mu zrobiłam rano. Ale wtedy była inna sytuacja! Wkradł się do mojego domu i zrobił to z zaskoczenia, więc niech go nie dziwi fakt, że dostał w twarz. Proszę niech on zrobi cośkolwiek, bo inaczej zwariuję.”
- Zabierzmy się za grillowanie, bo nas noc zastanie.- powiedział to choć wiem, że chciałby powiedzieć coś innego. Pojawiło się jakieś dziwne uczucie w jego oczach. Zrobiło mi się go wręcz żal. Bił się w sobie z myślami, jestem tego pewna. Nie chciałam go dołować pytaniem go: Co ci jest? Dlaczego się zrobiłeś taki smutny? Postanowiłam, że zajmę się dwoma rzeczami, które wychodzą mi najlepiej: rozśmieszaniem ludzi i zaliczaniem głupich wpadek.
- Kiełbaski! Tum tururum tuuu rum Kiełbaski! Tum tururum tuuu rum Kiełbaski! Tum tururum tuuu rum Kiełbaski! Tum tururum tuuu rum Kiełbaski!- zaczęłam śpiewać czekając na mięsko.
- Lubię jeść kiełbaski całymi kilogramami. Suszone i wędzone i gotowane też! Gdy wgryzam się w to mięsko, w ustach rozpływa się. Dziękuję za nie Bogu, bo tak je lubię jeść – kiełbaski.- ku mojemu zaskoczeniu Michał zaśpiewał zwrotkę zaczętej przeze mnie piosenki.
- Wow! Nie wiedziałam, że ją znasz.
- Ty mnie obrażasz?! Kocham tą piosenkę!
- To rzuć kiełbachą i lecimy od początku, zioooom!- krzyknęłam i uderzyłam go w ramię po przyjacielsku „, bo przecież łączy nas jak na razie jedynie przyjaźń, tak?„
Michał „zarzucił kiełbachą” i zaczęliśmy śpiewać. http://www.youtube.com/watch?v=BN3Wr_ooNrg
Po skończonej piosence oboje zwijaliśmy się ze śmiechu.
- Nie wiedziałam, że tak dobrze śpiewasz.- powiedziałam nadal chichocząc pod nosem.
- Jestem normalnie polskim Justinem Bieberem.- chciał zabłysnąć, lecz szybko go zgasiłam.
- O Boże, gościu! Nienawidzę porównywania do Justina. „Nowy Justin Bieber”, „Polski Justin Bieber”. Czy tak ciężko zrozumieć, że nie było, nie ma i nie będzie innego Justina Biebera.- starałam się jak najspokojniej i jak najbardziej prosto wytłumaczyć sprawę Michałowi.
- Ale nie chciałabyś mieć swojego Justinka tylko dla siebie?- zapytał.
- No pewnie, że bym chciała. Każdy by chciał.
- I byście się loffciali i byście mieli małe Bieberki i byście żyli długo i szczęśliwie.- mówił to cieniutkim głosikiem jak mała, trzyletnia dziewczynka, co (jak można się domyślić) zdenerwowało mnie. Jednak żartobliwie, by nie psuć sytuacji i uśmiechem rzekłam:
- A nie dostałeś kiedyś z kiełbasy?
- No z kiełbasy to akurat nie.
- To zaraz możesz dostać.
- Nie odważysz się.
- Niby czemu?
- Bo jesteś głodna i wolisz ją zjeść niż mi nią przyłożyć.
- Taki pewny jesteś?
- No teraz trochę mniej.- powiedział patrząc na moją kiełbasę latającą nad jego głową. Nagle moje mięsko ześlizgnęło się z patyka i wylądowało najpierw na włosach Michała, a potem przejechało po jego twarzy.
- Ups...- powiedziałam, ciesząc się, że moja kiełbasa sama postanowiła dać mu nauczkę.
- Chyba rozumiesz, że to oznacza wojnę?- rzekł „poważnie” Michał oblizując sobie okiełbasione usta.
- Ale to nie moja wina!- zaczęłam się bronić.- Ona sama spadła. Przecież widziałeś!
Jednak to nie poskutkowało. Jego kij już wędrował w stronę mej twarzy. Jednak udało mi się złapać w zęby jego mięsko i odgryzłam sporą część.
- Ej! Moja kiełbasa!
I zanim dotarło do niego, z czego się brechtam, zabrałam resztę jego kiełbasy i polewając ją musztardą smacznie zjadłam. Spojrzał na mnie udając, że jest zły lub naprawdę był i powiedział:
- Mam nadzieję, że chociaż ci smakowała.
- Masz rację, była wyjątkowo dobra.- widząc, że Michał posmutniał, dodałam- Pewnie dlatego, że ty ją grzałeś.
- No bo widzisz. To jest kwestia dobrego trzymania patyka.- zaczął profesorską gatkę.- Jak dobrze go trzymasz to kiełbasa dobrze się grzeje. Pokarzę ci.
Wziął jednego z wolnych patyków nabił na niego dwie kiełbaski i usiadł za mną. Oplótł mnie w talii swoimi ramionami i przekazał kija. Potem położył swoje dłonie na moich i zaczął tłumaczyć. Wiedziałam, że robi to głównie dlatego, aby być blisko mnie, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Czułam, że jestem bardziej rozpalona od ogniska naprzeciw mnie. Zachowałam jednak zimną krew.
- Nie możesz jej trzymać za bardzo w ogniu, bo się spali na zewnątrz, a w środku będzie zimna. Nie możesz jej też trzymać za daleko, bo nie będzie zdatna do jedzenia przez długi czas. Dlatego najlepiej jest grzać je tutaj.- mówiąc to nakierował kija z kiełbaskami na idealne, według niego, miejsce. Wtedy przeniósł swoje dłonie na mój brzuch, a swoją brodę na moje ramię. Widocznie bardzo lubił taką pozycję.
- Wow. Nie wiedziałam, że masz dyplom z kiełbasologii. Mam tylko jedno pytanie. Czemu nabiłeś mi dwie na jeden patyk?
- No przepraszam bardzo. Dostałem jedną z nich w twarz, a drugą mi zjadłaś. Naprawdę nie uważasz, że powinnaś mi się jakoś odwdzięczyć?
- Masz rację.- mówiąc to pod wpływem chwili pocałowałam go w policzek. Nie wiem czemu. Tak po prostu. Po przyjacielsku, chociaż nigdy ani Kate lub Sue, a tym bardziej Alfiego nie całowałam. Po prostu jakoś dziwnie by mi było. Jednak jego pocałowałam. Myślę, że zrobiłam to, aby pokazać, że jestem gotowa na więcej.- Dziękuję.- dodałam i odwróciłam się.
- W tym wypadku możesz zjeść je obydwie.- usłyszałam ze swojego ramienia.
- Hah, na to właśnie liczyłam.-zaśmiałam się.
- Uuu. Czyli mnie wykiwałaś?
- Nie nazwałabym tego tak.
- Ale jednak tak trochę mnie wykiwałaś?
- Może trochę.- poddałam się z wielkim uśmiechem, który już przez dłuższy czas nie schodził mi z twarzy.
- Ale wiesz, że ja znam twój słaby punkt?- powiedział z tym swoim tonem w głosie, że już wiedziałam, że coś kombinuje.
- Jaki?
- Wiem, że masz gilgotki.- mówiąc to zaczął delikatnie jeździć palcami po moim brzuchu.
- O nie, nie nie...
- O tak, tak, tak.
- Proszę nie. Muszę się skupić na pieczeniu kiełbasek.
- Niech już ci będzie. Znaj moją dobroć.
- Dziękuję.- rzekłam z ulgą. Jednak po chwili usłyszałam z ramienia:
- No, ale podziękuj ładniej.- powiedział proszącym głosem.
Po raz kolejny cmoknęłam go w policzek i po raz kolejny mu podziękowałam. Widziałam jak mu się to moje „dziękowanie” spodobało, więc spodziewałam się, że on spowoduje więcej sytuacji, po których będę musiała mu dziękować. Gdy ponownie skupiłam się na ognisku coś mi się przypomniało.
- O matko!- podskoczyłam.
- Co się stało?- zapytał zatroskany Michał.
- Prawie zapomniałabym o Piccolo!
- O masz rację!
Po tych słowach Michał odkorkował szampana i nalał do plastikowych kubeczków.
- Gustowne naczynia, milordzie.- powiedziałam, gdy wręczał mi moje „naczynie”.
- Hah. Dzięki. Więc za co toast?- zapytał.
- Może za najlepsze wakacje w życiu?
- Mmm. Podoba mi się ten pomysł. Za wakacje.
- Za wakacje.- mówiąc to stuknęłam się z Michałem, który patrzył mi prosto w oczy. Potem jednym haustem wypiłam całą swoją porcję szampana.
- Widzę, że naprawdę lubisz Piccolo.- zaśmiał się.
- A co? Myślałeś, że kłamię?
- No nie...
- Więc nie gadaj tylko polewaj.- rzekłam i podstawiłam mu kubek.
- Spokojnie, moja kochana, bo się jeszcze upijesz.
- Tak, na pewno. Zero procentowym napojem gazowanym.
- Uważaj na kiełbasy.- zwrócił mi uwagę, bo ja odwrócona czekałam aż wreszcie mi poleje.
- Chyba już będą gotowe.
- Pokaż.
I machnęłam kijem w jego stronę, ale teraz nic niespodziewanego się nie stało. Michał odgryzł kawałek po czym stwierdził, że już są dobre. Podał pieczywo i smarowidła i zaczęliśmy jeść. Chociaż w pewnym momencie myślałam, że za chwilę umrę z głodu to po jednej porcji kiełbasy z bułką miałam już dość. Zostawiłam Michała, który szykował sobie jeszcze jedną porcję i poszłam na pomost. Usiadłam na jego końcu i wypatrywałam pierwszej gwiazdy na niebie. Myślałam o tym co się dzisiaj zdarzyło. Nie mogłam wyjść ze zdziwienia jak dużo może się stać jednego dnia, a to i tak było mało w porównaniu z tym co miało się dziać w późniejszych terminach. Ale tego wieczoru marzyłam o jednym. O pocałunku. Ale nie takim w policzek. O pocałunku pełnym miłości, namiętności, uczucia. Czułam, że jeśli on mnie dzisiaj nie pocałuje to nie zrobi tego nigdy. Cały czas coś wchodzi nam w drogę. Na początku po prostu los na to nie pozwalał, ale teraz robił to sam Michał. Czemu? Gdybym to wtedy wiedziała.
„A co jeśli to wszystko jest ukartowane przez niego i Horatkę? A może po prostu chcą się ze mnie ponabijać? Może to co teraz robi Michał to tylko świetna gra aktorska? Nie. Nie będę się nakręcać. To nie prawda. Nie może on być tak dobry w udawaniu. To na pewno prawda. On naprawdę mnie lubi.”
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Następny rozdział. Przykro mi, że zanim się rozkręciłam wiele osób mnie opuściło. Wiem, że to moja wina, ale lubię zwalać winę na innych XD Tak więc proszę, żeby każdy kto tu wejdzie zostawił jakiś ślad po sobie: komentarz, głos w sondzie, lub ocenił notkę. To na prawdę wiele znaczy dla autora bloga, wiedzą ci co mają swoje własne. Co do kolejnych rozdziałów to mam nr 16 i zaczęłam 17. Ale jak widać (albo nie :D) trochę mi się dziwnie formatuje tekst, ale postaram się coś zaradzić. Czekam na 2 komentarze, tym razem się nie złamię ;D

2 komentarze:

  1. już raz wysłałam tu komentarz i teraz widzę że go nie ma, :o
    PS. PISZ SZYBKO BO NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie! znowu problemy z komentarzami?! przykro mi. spróbuję coś zaradzić i dzięki, że czytasz :D

      Usuń