-
Ale ci szczęka lata.- mówiąc to wybudził mnie z chwilowego
zamyślenia.- Chyba już wychodzimy, co?
-
D-d-dobry p-p-pomysł.- powiedziałam przez dygotające szczęki.
-
Poczekaj chwilę, skoczę po ręczniki.
Zanim
zdążyłam zapytać, skąd on tu chce wytrzasnąć ręczniki, on już
wrócił trzymając je w ręku. Żeby było śmieszniej, jeden z nich
był różowy.
-
Chyba wiem, który z nich jest twój.- rzekłam.
-
Jak chcesz, ale on jest większy i miękciejsiejszy.
-
Mięciej... co?- zapytałam dławiąc się ze śmiechu.
-
No miększy... czy jakoś tak...
-
Chyba mięksie...eee...- gdy ja próbowałam przypomnieć sobie jak
poprawnie wymawia się to słowo, Michał patrzył na mnie z miną w
stylu: "No dawaj! Pokaż jaka mądra jesteś." - Dobra
poddaję się.- poddałam się po chwili
-
To który chcesz?
-
Dawaj ten słitaśny.- wzięłam go i wtuliłam
się w niego. Faktycznie był mięsię.... no wiecie.- A skąd w
ogóle te ręczniki masz?
-
Ze sklepu.
-
Wow! Nie gadaj!
-
W bryczce jest wbudowana taka skrytka.
"Pewnie
ma tam jakieś rzeczy na resztę wieczoru."- olśniło mnie.
-
Nie.- odparł stanowczym głosem na moje myśli.
-
Co ty gościu!? Czytasz mi w myślach?
-
Nie w myślach. Czytam z twoich oczu.
-
Więc w takim razie co widzisz teraz.- mówiąc to przymrużyłam je
i wzrokiem mordercy wpatrywałam się w niego.
On
zbliżył się, ale nie "aż tak".
-
Widzę, że jest ci strasznie zimno, więc rozpalę ognisko.
-
Nie to w tej chwili myślałam, ale małym ogieńkiem nie pogardzę.
-
Pff! Małym ogieńkiem?- odezwała się w nim urażona męska duma.-
Będzie się jarało jak pochodnia! Zobaczysz!
-
A może masz benzynę w kufrze. Pójdę sprawdzić.- wstałam szybko
z miejsca i chciałam już biec do bryczki, żeby poszperać w jego
rzeczach, ale gdy ledwo co się odwróciłam Michał chwycił mnie za
rękę. Stanowczo, ale delikatnie.
-
Musisz?- zapytał jakby ze smutkiem. Nie wiem co to było, ale bardzo
mnie poruszyło. Odpowiedziałam krótkie: "Nie." i
usiadłam z powrotem na piasku.
Przez
chwilę siedziałam, nie wiedząc jak mam zapełnić tę dziwną
ciszę przerywaną jedynie trzaskiem gałęzi zbieranych przez
Michała i trzaskiem moich zębów. W końcu postanowiłam, że nie
będę jak królowa siedzieć i czekać aż chłopak wyręczy mnie z
pracy fizycznej.
"O
nie! Nie jestem taka jak Horatka."
-
Dam sobie radę, nie musisz mi pomagać.
-
Nie wątpię w to, że sobie nie poradzisz. Wątpię w to, że
siedząc w miejscu będzie mi cieplej, niż po tym jak ci trochę
pomogę.
-
A no to spoko.
Chwilę
po tym lekko uśmiechnął się pod nosem. Nie wiem, czy dlatego, że
uznałam, że by sobie poradził beze mnie czy dlatego, że raczej
nie widział aby dziewczyna narażała swoje 'tipsy' tylko dlatego,
żeby poprzenosić jakieś drzewo. Albo po prostu podobało mu się
to jak pochylałam się do niego tyłem. Faktem jest, że było mi
cieplej. Kiedy byłam po kolejną porcję gałęzi w lesie, wyszło
ze mnie prawdziwe ja. Czytaj- niezdara. Oczywiście przeliczyłam
swoje siły i chciałam podnieść sporą, suchą brzozę. "Będzie
się świetnie palić!"- z tą myślą zaczęłam się do niej
zabierać. Na początku szło mi całkiem nieźle. Przeciągnęłam
ją po ziemi na odległość paru metrów. Potem zaklinowała mi się
między innymi dwoma drzewami. "Spokojnie, dasz sobie radę
sama. Tylko uważaj na każdy ruch, a na pewno nic głupiego nie
odwalisz." Jak wiadomo takie mówienie w myślach tylko potęguje
debilizm sytuacji, która i tak ma się wydarzyć. Tak więc gdy
tylko drzewa puściły moją brzozę, ja zadowolona, że jeszcze nic
się stało, nieco pewniej ruszyłam do przodu. Kosztowało mnie to
porządny upadek. Jednak jeśli myślicie, że skończyło się na
zadrapaniach na całym ciele i twarzy to jesteście w błędzie. O
nie! To by było za mało. Gdy wylądowałam, przez sekundę było
całkiem miło i dziwnie miękko. Jednak po tej sekundzie mrówki się
zorientowały się, że leżę w samym środku ich mrowiska i niczym
jakaś armia oblazły mi każdy możliwy kawałek mojego ciała.
Wstałam szybciej niż spadłam. Zaczęłam cała się trząść i
strzepywać je z głowy. Próbowałam również maksymalnie
ograniczyć wrzaski, żeby Michał nie wziął mnie za jakąś
wariatkę, jednak on usłyszał mnie:
-
Co ty tam robisz?- zapytał z plaży.
Ja
w tym czasie kontynuowałam mrówczy taniec. Nie wiele to jednak
pomagało. Uświadomiłam sobie, że jest tylko jedno wyjście z tej
sytuacji. Pędząc niby dzikus z dżungli wpadłam na plażę, gdzie
minęłam strasznie zdziwionego Michała. Dalej popędziłam wprost
na pomost i z rozpędu wskoczyłam do wody. Kiedy po dłuższym
pobycie pod wodą wynurzyłam zadowoloną głowę nad powierzchnię
zobaczyłam Michała siedzącego na pomoście. Patrzył na mnie
pytającym wzrokiem.
-
Chcę wiedzieć co tu przed chwilą zaszło?- zapytał.
-
Raczej nie.
-
W takim razie wyłaź. Ognisko już się tli.
-
Ok.
Uśmiechnięta
z faktu, że Michał nie zadawał zbędnych pytań wyszłam na brzeg.
Z podziwem spojrzałam na całkiem mocno palące się ognisko na co
Michał odpowiedział mi:
-
I co? Podoba się?
-
No jestem pod wrażeniem normalnie.
-
Mówiłem?
-
Mówiłeś.
-
Nie wiem tylko, dlaczego po raz kolejny wskoczyłaś w ciuchach do
wody, ale teraz na pewno będziesz się jeszcze bardziej trząść.
-
Przecież mam ręcznik.- mówiąc to podniosłam cały zapiaszczony
ręcznik i owinęłam się nim. Dołączyłam do tego szeroki
uśmiech, który nieco przypominał szczękościsk.
-
Za chwilę i on ci nie pomoże.
-
A twoje wspaniałe ognisko?
-
Może zgasnąć.
-
To co mam zrobić?!- zapytałam nieco podirytowana, gdyż nie
wiedziałam do czego zmierza.
-
Moja koszulka jest sucha, bo ja w przeciwieństwie od ciebie nie
wskakuję w ubraniu do wody. Idź gdzieś w krzaki i ją ubierz.
-
Spodenki też mi oddasz?- mówiąc to poruszyłam brwiami w
charakterystyczny sposób.
-
Koszulka jest wystarczająco duża, więc możesz zostać w samych
majtkach.- i on też poruszył brwiami.
-
Pomyślę nad tym.
-
Wtedy on ściągnął koszulkę, a moim oczom ukazał się jego
sześciopak. Rzucił nią i trafił prosto w moją twarz.
-
Nie ma za co.- rzekł zanim zdążyłam powiedzieć: „Dzięki.”
„Czemu
ten gość tak dobrze zna moje myśli?! To niesamowite! Tak jak jego
klata. Bosz, dziewczyno! Tylko nie puszczaj buraka. Biegnij w krzaki
zanim się skapnie w jakim jesteś stanie.”
-
Tylko nie podglądaj.- rzuciłam do niego idąc w jakieś gęste
zarośla.
-
Tak wiem. Po tym ostatnim...
I
przypomniałam sobie wydarzenia z rana. Dobrze, że byłam już w
krzakach, bo nie wiedziałabym co odpowiedzieć.
Ściągnęłam
z siebie koszulkę. Potem zdjęłam stanik, wycisnęłam z niego wodę
i założyłam go z powrotem. Przez chwilę nie chciałam go ubierać
z powrotem, ale jednak szybko zrezygnowałam ze świecenia przed
Michałem moimi sutkami. Później ściągnęłam spodenki. Jednak
nie założyłam po wykręceniu z nich wody, bo wciąż były zbyt
mokre. Czas przyszedł na jego koszulkę. Jakoś dziwnie mi było
ubierać, coś co należało do niego. Bałam się, że ją poniszczę
albo ubrudzę. Wolałabym ją powiesić na ścianie i ją wielbić.
Kiedy jednak się przemogłam poczułam niesamowicie magiczne ciepło
wydobywające się z niej. Jakby nagle wokół mnie wybuchł pożar
lub wulkan. I do tego ten zapach. Męskie perfumy zawsze lepiej
pachną na dziewczynie. Czułam, że kręci mi się w głowie.
Musiałam chwilę odczekać, zanim wyszłam na plażę, bo gdybym
wyszła od razu to chyba bym zemdlała na widok chłopaka, z którym
miałam spędzić resztę wieczoru.
-
Lepiej?- zapytał, gdy zobaczył, że idę w jego stronę.
-
Pewnie.- odpowiedziałam z najpiękniejszym uśmiechem, jakim miałam
w zanadrzu.
-
To szkoda.- powiedział z opuszczoną głową, a ja znowu nie
wiedziałam o co mu chodzi.
-
Czemu?- zapytałam siadając koło niego przy ognisku.
-
Bo myślałem, że nie zgodzisz się na koszulkę i będę musiał
cię przytulić a tak to...
-
Ale to nie znaczy, że nie możesz mnie przytulić.- przerwałam mu,
bo bardzo chciałam, żeby przestał gadać i w końcu „coś”
zrobił.
-
Nie no teraz jest ci ciepło i nie, tak nie można.
-
Jak tam se chcesz.- mruknęłam pod nosem wściekła na tą sytuację,
a na niego jeszcze bardziej. Podwinęłam kolana pod brodę i objęłam
rękoma nogi.
-
Masz coś we włosach. Poczekaj.- powiedział, a ja zadowolona, że
chyba jednak zaraz coś się wydarzy spokojnie czekałam.
Zbliżył
rękę do mojej głowy i zamiast wyciągnąć „coś” czego
domyślam się w ogóle nie było zmierzwił mi włosy, co
spowodowało u mnie wybuch złości.
-
O nie!- wrzasnęłam i zerwałam się z miejsca, żeby go też
poczochrać. Niestety on wstał pierwszy i z potwornie dumnym
uśmiechem jak sześciolatek, który zabrał koleżance piórnik,
stał i się przyglądał mojej reakcji. Moja reakcja była taka jak
zwykle u mnie w podobnych przypadkach, czyli wtedy gdy ktoś zrobi mi
na złość i co ważniejsze ma z tego wielką radość. Ruszyłam za
nim w pogoń. Chyba nie spodziewał się, że biegam niczym Usain
Bolt i skaczę jak Adam Małysz, więc wylądowałam na jego plecach
i zaczęłam swoją zemstę.
-
Ludzie! Wariatka na mnie siedzi!
-
To ty jesteś świrnięty!
-
Złaź ze mnie.
Mówiąc
to przekręcił się i sama nie wiem jak znalazłam się z nim twarzą
w twarz. Zaczęła się walka na spojrzenia.
-
Nagle nie chcesz się przytulać?- syknęłam na niego.
-
Chcę.
I
przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej. Słowa „przycisnął”
nie użyłam przypadkowo. Otóż to co on mi robił raczej nie
przypominało przytulania tylko duszenie. Nie mogłam oddychać, ręce
miałam dziwnie podwinięte, więc mnie bolały.
-
Głupek.- powiedziałam, gdy rozluźnił uścisk i zdołałam się z
niego wydostać.
Wkurzona
wróciłam do ogniska. Siedziałam i czekałam co ten debil znowu
wykombinuje.
Podszedł
od tyłu i wyszeptał mi na ucho:
-
Wiedziałem, że będziesz chciała moją koszulkę, ale nie
przewidziałem, że będziesz chciała też włosy.
I
nagle cała złość minęła. Czekałam na więcej jego oddechów na
swoim ramieniu.
-
Nie wiem jak ty, ale ja nadal chcę się przytulać.
Mówiąc
to jego dłonie powoli i delikatnie tworzyły pętlę wokół mojego
brzucha. Zrobił to niby nieśmiało, ale chyba jednak czuł, że mu
na to pozwolę, bo szczerze mówiąc, która dziewczyna by mu nie
pozwoliła? Gdy tylko poczułam, że moje plecy stykają się z jego
brzuchem odleciałam gdzieś do jakiejś cudownej galaktyki. Gdyby
nie jego sexownie umięśnione ręce już dawno unosiłabym się nad
chmurami.
-
Aż tak bardzo się obraziłaś? Przepraszam jeśli cię uraziłem,
a teraz proszę powiedz coś.
Ja
jednak ostatkiem złości postanowiłam jeszcze chwilę go pomęczyć
i nic nie mówić. On oczywiście nie wiadomo jak wyczuł, że już
się nie dąsam, więc coraz pewniej dotykał moje części ciała.
Położył brodę na moich ramieniu i powiedział słodko:
-
Powiedź ćoś, bo będę płakał.- i zrobił minę, jakby mały
sześciolatek naprawdę miał się rozpłakać.
-
Faktycznie jakoś mi cieplej.- powiedziałam.
-
Mi też.- rzekł i wtulił się we mnie.
-
Trzeba było tak od razu, a nie jakieś czochranie i duszenie.
-
Czyli mogę cię przytulać kiedy tylko zechcę?
-
No...- zawahałam się przez chwilę, bo już wiedziałam, że ten
głupek pewnie znowu coś kombinuje.- ...tak.
-
Yeach! Już nigdy cię nie puszczę.- mówiąc to wtulił się we
mnie jeszcze bardziej. Nie przeszkadzało mi to jednak, bo czułam,
że robi to z uczuciem.
-
Świr.
-
Mam zacząć ściskać?
-
Nie, ale to nie zmienia faktu, że jesteś nienormalny.
-
W sumie...- powiedział i obydwoje się zaśmialiśmy.
Siedziałam
w jego objęciach i wpatrywałam się w ogień. Wszystko wokół było
piękne. Las, jezioro, zachodzące słońce. Chciałam żeby ta
chwila trwała wiecznie. Michał również milczał wtulony we mnie i
również chłonął ten czas. Po dłuższej minucie zapytałam:
-
Michał?
-
Yhmmm...- zamruczał na moim ramieniu.
-
Co ty śpisz?- zdziwiłam się.
-
Wygodna jesteś.- wymruczał.
-
Powiedzmy, że dzięki za komplement.
-
Nie ma za co.
-
Haha, ale ty jesteś rozbrajający.
-
Powiedzmy, że dzięki za komplement.
-
Przestań!
-
Co mam przestać?- zapytał już nieco bardziej obudzony.
Dobre
pytanie. Co on ma przestać? Przestać być najsłodszym facetem w
okolicy? Dlatego zmieniłam temat.
-
Jakieś inne atrakcję przygotowałeś? Nie mówię, że nie jest
fajnie. Kąpiel, ognisko, tulenie. Ale znając ciebie...
-
No więc myślisz, że zasługujesz na coś jeszcze?
-
To zależy tylko od ciebie.- powiedziałam i odwróciłam się. Nasze
oczy się spoglądały na siebie z niewielkiej odległości. Chciałam
tego. Żeby nie tylko oczy się spotkały, ale i usta. On też tego
chciał, tylko nie wiedzieć czemu tego nie zrobił.
-
Mam coś jeszcze. Poczekaj chwilę.
Wypuścił
mnie ze swoich ramion i poszedł w kierunku bryczki. Parę sekund coś
tam wygrzebywał po czym wrócił z paroma rzeczami.
-
Co masz w tym koszyku?- zapytałam gdy on rozścielał koc.
-
Przekąski.
-
I pewnie znów wyczytałeś z moich oczu, że jestem głodna, tak?
-
Nie. Tak ci burczy w brzuchu, aż cały las trzeszczy.- powiedział
podle się śmiejąc.
-
Naprawdę aż tak słychać?
-
Przecież żartowałem.
-
Ale ja i tak jestem głodna.
-
W takim razie mam nadzieję, że lubisz kiełbaski.
-
Z ogniska?
-
Nie z koszyka.
I
obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
„To
niesamowite jak my się dogadujemy. Nie mieliśmy nigdy wcześniej
czasu na to aby pogadać w szkole, a co dopiero wybrać się gdzieś
razem, a jednak czułam, że to kolejna takiego typu wyprawa. Czuję,
że przy nim mogę być sobą. Nie muszę niczego udawać, niczego
zmyślać. To wspaniałe uczucie. Wszystko naokoło nie ma znaczenia.
Liczę się tylko ja i on i nic więcej.”
-
Pójdę po jakieś kije.
-
Dobra.
Dość
ciężko mi było znaleźć jakiegoś badyla, który spełniałby
moje wymagania, lecz w końcu udało mi się uzbierać parę.
-
Pewnie nie muszę pytać czy masz musztardę lub keczup, bo pewnie
jesteś przygotowany.- rzekłam wracając na plaże.
-
Mam też chrzan, bułki i chleb i jeszcze...- powiedział, ciągle
grzebiąc w koszyku.
-
Zgubiłeś coś?
-
Mam cię!- wrzasnął nagle, aż podskoczyłam na kocu.
-
Co masz?- zapytałam zaciekawiona.
-
Szampana.
-
No nie wiem...- zawahałam się. W końcu postanowiłam- zero
alkoholu to zero alkoholu.
-
Nie martw się to Piccolo.
-
Piccolo!? Yay!
-
Cieszysz się?- zdziwił się,- Myślałem, że mnie wyśmiejesz.
-
No coś ty! Kocham Piccolo!- piszczałam podekscytowana jak dziecko.-
Jeszcze jak trafiłeś na moje ulubione, to...
-
Mam brzoskwiniowy.
-Yay!
Świrowałam
jak jakaś opętana. On włączył we mnie jakieś uczucie, które od
dawna leżało na półce w moim sercu i najzwyczajniej w świecie
kurzyło się. Dając mi Piccolo jakby cofnął mnie w czasie do
najpiękniejszych i najbardziej beztroskich dni mojego życia.
Podejrzewam, że nie jestem jedyna, która ma sentyment do
dziecięcych pyszności. Nutella, Piccolo, Kinder Niespodzianka,
Toffifee, Huba Buba i wiele wiele innych. Tego się nie zapomina.
Musiałam
dać upust swojej radości. Rzuciłam się Michała i razem leżeliśmy
na kocu śmiejąc się do rozpuku. Ja wtulona w jego nagi tors czułam
się bezpieczna jak przy starszym bracie, który będzie mnie zawsze
chronić. On objął mnie ramieniem jakby naprawdę miał zamiar mnie
bronić przed niebezpieczeństwami, które szykuje los.
-
Tak się główkowałem, co mam zrobić, aby cie uszczęśliwić, ale
naprawdę nie myślałem, że mi się uda.
-
No coś ty! Nie potrzebuję gwiazdki z nieba, żeby być szczęśliwa,
wystarczy mi miłe towarzystwo.- mówiąc to wtuliłam się w niego.
-
Miło słyszeć. Jednak byłoby milej gdybym nie leżał na
kiełbasach.
-
O matko! Przepraszam.- szybko wstałam z niego i oczywiście puściłam
buraka.
„Czemu
ja zawszę muszę się tak czerwienić!? I do tego moje odpały.
Jestem chyba jedyną dziewczyną na świecie, która rzuca się na
faceta z powodu jakiegoś głupiego gazowanego napoju. I oczywiście
los musi być dla mnie tak okrutny, że przy każdej możliwej okazji
muszę coś popsuć. No po prostu muszę. Nienawidzę siebie za to.”
-
Spokojnie, były jeszcze w reklamówce.-rzekł Michał.
-
Jeszcze raz przepraszam.- powiedziałam. Byłam strasznie zażenowana
sytuacją, a że nie miałam jak tego ukryć po prostu odwróciłam
głowę w drugą stronę. Moje rozpuszczone włosy opadły mi na
twarz, więc miałam nadzieję, że on nie zauważy mojego rumieńca.
Oczywiście
się myliłam. Gdy tylko opuściłam wzrok poczułam jego rękę na
swoim policzku. Odgarnął mi włosy za ucho, ujął delikatnie mój
podbródek i obrócił go w swoją stronę.
-
Chyba właśnie tym mnie najbardziej urzekłaś.-zaczął mówić tym
swoim romantycznym tonem.- Tym, że zawsze się rumieniłaś gdy
tylko mnie widziałaś. Proszę nie odwracaj się ode mnie gdy się
rumienisz, bo kocham patrzeć jak to robisz.
Posłuchałam
go. Nie zasłoniłam się włosami, tylko opuściłam oczy i
założyłam najbardziej słodki uśmiech jaki miałam w zanadrzu.
-
Myślałam, że nie widziałeś...- powiedziałam po cichu nadal
będąc zawstydzona moim zachowaniem.
-
Widziałem za każdym razem. Zawsze lubiłem patrzeć jak reagują
dziewczyny na mój widok, moje spojrzenie, uśmiech, słowa. To taka
część mnie, której nie pozbędę się nigdy. Nie mogę wyszarpać
jej z serca. Po prostu mam w sobie coś z ...
-
Nałogowego podrywacza?- przerwałam mu.
-
Hah.- uśmiechnął się pod nosem.- Tak. Ale nie powiesz, że nie
jestem dobry w...
-
Kradnięciu dziewczęcych serc?- odważyłam się i spojrzałam w
jego błękitne tęczówki.
-
Tak.- szepnął, nie przestając wpatrywać się w me źrenice.
I
znowu zatrzymaliśmy się w tym momencie. W momencie, po którym
nasze usta powinny złączyć się w jedno. Jednak za każdym razem
coś go powstrzymywało.
„Czy
ja robię coś nie tak? Przecież nie będę się na niego rzucać ze
śliną, no ale chyba wyczuł, że może już to zrobić. Inne rzeczy
wyczytywał ze mnie jak z otwartej książki, a tego nie może
zrozumieć? To na pewno moja wina. Pewnie boi się po tym co mu
zrobiłam rano. Ale wtedy była inna sytuacja! Wkradł się do mojego
domu i zrobił to z zaskoczenia, więc niech go nie dziwi fakt, że
dostał w twarz. Proszę niech on zrobi cośkolwiek, bo inaczej
zwariuję.”
-
Zabierzmy się za grillowanie, bo nas noc zastanie.- powiedział to
choć wiem, że chciałby powiedzieć coś innego. Pojawiło się
jakieś dziwne uczucie w jego oczach. Zrobiło mi się go wręcz żal.
Bił się w sobie z myślami, jestem tego pewna. Nie chciałam go
dołować pytaniem go: Co ci jest? Dlaczego się zrobiłeś taki
smutny? Postanowiłam, że zajmę się dwoma rzeczami, które
wychodzą mi najlepiej: rozśmieszaniem ludzi i
zaliczaniem głupich wpadek.
-
Kiełbaski! Tum tururum tuuu rum Kiełbaski! Tum tururum tuuu rum
Kiełbaski! Tum tururum tuuu rum Kiełbaski! Tum tururum tuuu rum
Kiełbaski!- zaczęłam śpiewać czekając na mięsko.
-
Lubię
jeść kiełbaski całymi kilogramami. Suszone i wędzone i gotowane
też! Gdy wgryzam się w to mięsko, w ustach rozpływa się.
Dziękuję za nie Bogu, bo tak je lubię jeść – kiełbaski.- ku
mojemu zaskoczeniu Michał zaśpiewał zwrotkę zaczętej przeze mnie
piosenki.
-
Wow! Nie wiedziałam, że ją znasz.
-
Ty mnie obrażasz?! Kocham tą piosenkę!
-
To rzuć kiełbachą i lecimy od początku, zioooom!- krzyknęłam i
uderzyłam go w ramię po przyjacielsku „, bo przecież łączy nas
jak na razie jedynie przyjaźń, tak?„
Michał
„zarzucił kiełbachą” i zaczęliśmy śpiewać.
http://www.youtube.com/watch?v=BN3Wr_ooNrg
Po
skończonej piosence oboje zwijaliśmy się ze śmiechu.
-
Nie wiedziałam, że tak dobrze śpiewasz.- powiedziałam nadal
chichocząc pod nosem.
-
Jestem normalnie polskim Justinem Bieberem.- chciał zabłysnąć,
lecz szybko go zgasiłam.
-
O Boże, gościu! Nienawidzę porównywania do Justina. „Nowy
Justin Bieber”, „Polski Justin Bieber”. Czy tak ciężko
zrozumieć, że nie było, nie ma i nie będzie innego Justina
Biebera.- starałam się jak najspokojniej i jak najbardziej prosto
wytłumaczyć sprawę Michałowi.
-
Ale nie chciałabyś mieć swojego Justinka tylko dla siebie?-
zapytał.
-
No pewnie, że bym chciała. Każdy by chciał.
-
I byście się loffciali i byście mieli małe Bieberki i byście
żyli długo i szczęśliwie.- mówił to cieniutkim głosikiem jak
mała, trzyletnia dziewczynka, co (jak można się domyślić)
zdenerwowało mnie. Jednak żartobliwie, by nie psuć sytuacji i
uśmiechem rzekłam:
-
A nie dostałeś kiedyś z kiełbasy?
-
No z kiełbasy to akurat nie.
-
To zaraz możesz dostać.
-
Nie odważysz się.
-
Niby czemu?
-
Bo jesteś głodna i wolisz ją zjeść niż mi nią przyłożyć.
-
Taki pewny jesteś?
-
No teraz trochę mniej.- powiedział patrząc na moją kiełbasę
latającą nad jego głową. Nagle moje mięsko ześlizgnęło się z
patyka i wylądowało najpierw na włosach Michała, a potem
przejechało po jego twarzy.
-
Ups...- powiedziałam, ciesząc się, że moja kiełbasa sama
postanowiła dać mu nauczkę.
-
Chyba rozumiesz, że to oznacza wojnę?- rzekł „poważnie”
Michał oblizując sobie okiełbasione usta.
-
Ale to nie moja wina!- zaczęłam się bronić.- Ona sama spadła.
Przecież widziałeś!
Jednak
to nie poskutkowało. Jego kij już wędrował w stronę mej twarzy.
Jednak udało mi się złapać w zęby jego mięsko i odgryzłam
sporą część.
-
Ej! Moja kiełbasa!
I
zanim dotarło do niego, z czego się brechtam, zabrałam resztę
jego kiełbasy i polewając ją musztardą smacznie zjadłam.
Spojrzał na mnie udając, że jest zły lub naprawdę był i
powiedział:
-
Mam nadzieję, że chociaż ci smakowała.
-
Masz rację, była wyjątkowo dobra.- widząc, że Michał
posmutniał, dodałam- Pewnie dlatego, że ty ją grzałeś.
-
No bo widzisz. To jest kwestia dobrego trzymania patyka.- zaczął
profesorską gatkę.- Jak dobrze go trzymasz to kiełbasa dobrze się
grzeje. Pokarzę ci.
Wziął
jednego z wolnych patyków nabił na niego dwie kiełbaski i usiadł
za mną. Oplótł mnie w talii swoimi ramionami i przekazał kija.
Potem położył swoje dłonie na moich i zaczął tłumaczyć.
Wiedziałam, że robi to głównie dlatego, aby być blisko mnie, ale
nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie. Czułam, że jestem
bardziej rozpalona od ogniska naprzeciw mnie. Zachowałam jednak
zimną krew.
-
Nie możesz jej trzymać za bardzo w ogniu, bo się spali na
zewnątrz, a w środku będzie zimna. Nie możesz jej też trzymać
za daleko, bo nie będzie zdatna do jedzenia przez długi czas.
Dlatego najlepiej jest grzać je tutaj.- mówiąc to nakierował kija
z kiełbaskami na idealne, według niego, miejsce. Wtedy przeniósł
swoje dłonie na mój brzuch, a swoją brodę na moje ramię.
Widocznie bardzo lubił taką pozycję.
-
Wow. Nie wiedziałam, że masz dyplom z kiełbasologii. Mam tylko
jedno pytanie. Czemu nabiłeś mi dwie na jeden patyk?
-
No przepraszam bardzo. Dostałem jedną z nich w twarz, a drugą mi
zjadłaś. Naprawdę nie uważasz, że powinnaś mi się jakoś
odwdzięczyć?
-
Masz rację.- mówiąc to pod wpływem chwili pocałowałam go w
policzek. Nie wiem czemu. Tak po prostu. Po przyjacielsku, chociaż
nigdy ani Kate lub Sue, a tym bardziej Alfiego nie całowałam. Po
prostu jakoś dziwnie by mi było. Jednak jego pocałowałam. Myślę,
że zrobiłam to, aby pokazać, że jestem gotowa na więcej.-
Dziękuję.- dodałam i odwróciłam się.
-
W tym wypadku możesz zjeść je obydwie.- usłyszałam ze swojego
ramienia.
-
Hah, na to właśnie liczyłam.-zaśmiałam się.
-
Uuu. Czyli mnie wykiwałaś?
-
Nie nazwałabym tego tak.
-
Ale jednak tak trochę mnie wykiwałaś?
-
Może trochę.- poddałam się z wielkim uśmiechem, który już
przez dłuższy czas nie schodził mi z twarzy.
-
Ale wiesz, że ja znam twój słaby punkt?- powiedział z tym swoim
tonem w głosie, że już wiedziałam, że coś kombinuje.
-
Jaki?
-
Wiem, że masz gilgotki.- mówiąc to zaczął delikatnie jeździć
palcami po moim brzuchu.
-
O nie, nie nie...
-
O tak, tak, tak.
-
Proszę nie. Muszę się skupić na pieczeniu kiełbasek.
-
Niech już ci będzie. Znaj moją dobroć.
-
Dziękuję.- rzekłam z ulgą. Jednak po chwili usłyszałam z
ramienia:
-
No, ale podziękuj ładniej.- powiedział proszącym głosem.
Po
raz kolejny cmoknęłam go w policzek i po raz kolejny mu
podziękowałam. Widziałam jak mu się to moje „dziękowanie”
spodobało, więc spodziewałam się, że on spowoduje więcej
sytuacji, po których będę musiała mu dziękować. Gdy ponownie
skupiłam się na ognisku coś mi się przypomniało.
-
O matko!- podskoczyłam.
-
Co się stało?- zapytał zatroskany Michał.
-
Prawie zapomniałabym o Piccolo!
-
O masz rację!
Po
tych słowach Michał odkorkował szampana i nalał do plastikowych
kubeczków.
-
Gustowne naczynia, milordzie.- powiedziałam, gdy wręczał mi moje
„naczynie”.
-
Hah. Dzięki. Więc za co toast?- zapytał.
-
Może za najlepsze wakacje w życiu?
-
Mmm. Podoba mi się ten pomysł. Za wakacje.
-
Za wakacje.- mówiąc to stuknęłam się z Michałem, który patrzył
mi prosto w oczy. Potem jednym haustem wypiłam całą swoją porcję
szampana.
-
Widzę, że naprawdę lubisz Piccolo.- zaśmiał się.
-
A co? Myślałeś, że kłamię?
-
No nie...
-
Więc nie gadaj tylko polewaj.- rzekłam i podstawiłam mu kubek.
-
Spokojnie, moja kochana, bo się jeszcze upijesz.
-
Tak, na pewno. Zero procentowym napojem gazowanym.
-
Uważaj na kiełbasy.- zwrócił mi uwagę, bo ja odwrócona czekałam
aż wreszcie mi poleje.
-
Chyba już będą gotowe.
-
Pokaż.
I
machnęłam kijem w jego stronę, ale teraz nic niespodziewanego się
nie stało. Michał odgryzł kawałek po czym stwierdził, że już
są dobre. Podał pieczywo i smarowidła i zaczęliśmy jeść.
Chociaż w pewnym momencie myślałam, że za chwilę umrę z głodu
to po jednej porcji kiełbasy z bułką miałam już dość.
Zostawiłam Michała, który szykował sobie jeszcze jedną porcję i
poszłam na pomost. Usiadłam na jego końcu i wypatrywałam
pierwszej gwiazdy na niebie. Myślałam o tym co się dzisiaj
zdarzyło. Nie mogłam wyjść ze zdziwienia jak dużo może się
stać jednego dnia, a to i tak było mało w porównaniu z tym co
miało się dziać w późniejszych terminach. Ale tego wieczoru
marzyłam o jednym. O pocałunku. Ale nie takim w policzek. O
pocałunku pełnym miłości, namiętności, uczucia. Czułam, że
jeśli on mnie dzisiaj nie pocałuje to nie zrobi tego nigdy. Cały
czas coś wchodzi nam w drogę. Na początku po prostu los na to nie
pozwalał, ale teraz robił to sam Michał. Czemu? Gdybym to wtedy
wiedziała.
„A
co jeśli to wszystko jest ukartowane przez niego i Horatkę? A może
po prostu chcą się ze mnie ponabijać? Może to co teraz robi
Michał to tylko świetna gra aktorska? Nie. Nie będę się
nakręcać. To nie prawda. Nie może on być tak dobry w udawaniu. To
na pewno prawda. On naprawdę mnie lubi.”
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Następny rozdział. Przykro mi, że zanim się rozkręciłam wiele osób mnie opuściło. Wiem, że to moja wina, ale lubię zwalać winę na innych XD Tak więc proszę, żeby każdy kto tu wejdzie zostawił jakiś ślad po sobie: komentarz, głos w sondzie, lub ocenił notkę. To na prawdę wiele znaczy dla autora bloga, wiedzą ci co mają swoje własne. Co do kolejnych rozdziałów to mam nr 16 i zaczęłam 17. Ale jak widać (albo nie :D) trochę mi się dziwnie formatuje tekst, ale postaram się coś zaradzić. Czekam na 2 komentarze, tym razem się nie złamię ;D